poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Rozdział 4 „Kocica zaskakuje”

- Mamy kłopoty James
            - Wiem – odparł Potter z uśmiechem.
            - Nie wyglądasz na zmartwionego
            - Spójrz na to z innej strony Remusie. Z tej pozytywnej.
            - Co jest pozytywnego w tym, że wyrzucą nas ze szkoły? – spytał Syriusz.
            - To, że skoro maja nas wyrzucić lada dzień to nie zaszkodzi pouczyć się trochę animagii. Jeśli mamy wylecieć to, kiedy jak nie teraz? Taka nauka trwa naprawdę długo. Tylko spróbujemy – Było widać, że James jest dumny ze swojego pomysłu.
            - Nie
            - Remusie…
            - Nie
            - A ja myślę, że to dobry pomysł – odezwał się Peter. – Obawiam się, że nie masz w tej sprawie nic do powiedzenia Remusie
            -  Zgoda, ale tylko raz i tylko dzisiaj! Dajcie mi tę książkę.
            - Jest mały problem…
            - Jaki?
            - W tej książce nie pisze jak zostać animagiem.
- Nie jest napisane! – wtrącił Remus.
- No przecież mówię  - Remus tylko przewrócił oczami, gdy Peter kontynuował. – Książki milczą! Szukaliśmy w całej bibliotece.
            - Nie w całej – przerwał mu Syriusz. – Nie w dziale ksiąg zakazanych.
            - Nie możemy tam wejść od tak sobie! – oburzył się Peter.
            - No to pójdziemy tam w nocy!
            - W sumie to i tak mają nas wyrzucić.
            - No właśnie – przerwał im Remus. – Was!
            - To pójdę tylko ja z Syriuszem.
            - To nie skończy się dobrze…
            - Czy kiedykolwiek coś, co robiłem z Jamesem skończyło się źle? – spytał Syriusz.
            - Tak – Odpowiedź Lupina padła od razu. – Pamiętasz jak podpaliliście tę kanapę?
            - No dobra… A po za tym?
            - Ta akcja z miotłami ostatnio.
            - To się nie liczy!
            - A to jak rok temu w pociągu chcieliście oknem wyjść na dach?
            - Okej niech ci będzie – odparł James. – Ale tym razem będzie inaczej. Zgoda?
            - Zgoda – odparł Lupin ze śmiechem.
            - Widziałeś Black? – krzyknął wesoło Potter. – I kto tu ma urok osobisty?
***
            - Jest pan pewien panie Wood? – Nauczycielka powoli przechadzała się po swoim gabinecie. Stawiała kroki tak rytmicznie, że Robertowi wydało się to wręcz nienaturalne. Drewniana podłoga lekko uginała się pod jej ciężarem wydając charakterystyczne dźwięki.
            - Dawno nie byłem czegoś tak pewien pani profesor.
            - Są dopiero na trzecim roku.
            - Ja sam zaczynałem, gdy byłem od nich młodszy o rok.
            - Ale ci chłopcy… - ciągnęła profesor McGonagall. – Oni nie są zbyt odpowiedzialni.
            - Nie mają być odpowiedzialni pani profesor. Mają być dobrzy! A są, sam widziałem. Może nawet uda im się w jakimś stopniu zrekompensować Gryffindorowi te wszystkie punkty, które przez nich straciliśmy. Ręczę za nich pani profesor!
            - Dobrze – odparła nauczycielka. – A teraz zejdź mi z oczu, bo jeszcze zmienię zdanie.
            - Dziękuję pani profesor – rzekł ucieszony Wood – jest pani najlepsza!
***
            - To co, gotowy? – James skierował swój wzrok na przyjaciela.
            Słońce zaszło już dwie godziny wcześniej a oni mieli właśnie wybrać się do biblioteki. Syriusz już miał odpowiedzieć twierdząco, gdy nagle drzwi otworzyły się z hukiem. W progu stanął Fabian Prewett. Chłopak był wyraźnie przygaszony. Usiadł na dywanie i objął swoje kolana rękami.
            - Co się stało? – spytał zdziwiony Remus.
            - Kryzys egzystencjalny…
            - Czyli pijemy. – Syriusz spojrzał na Jamesa ze smutkiem, po czym wyjął ze swojej szafki butelkę z kremowym piwem i rzucił ją do Fabiana.
***
Młody szatyn stał przed lustrem i spoglądał w swoje odbicie. Po chwili energicznie pomachał głową jakby wybudzał się z jakiegoś transu. Zamknął oczy i odkręcił kurek przy kranie. Choć jego oczy były zamknięte trafił w niego bezbłędnie sprawiając wrażenie, że odkręcał go już miliony razy. Podsunął dłonie pod strumień chłodnej wody i następnie płynnie przejechał nimi po twarzy. Chwycił biały bawełniany ręcznik i przetarł nim dłonie a następnie swoje oblicze. Zahamował strumień wody i odruchowo wytarł jeszcze dłoń w spodnie gdyż kurek był mokry. Otworzył drewniane drzwi, a te głośno zaskrzypiały. Dźwięk ten jednak nie obudził, żadnego z chłopców śpiących w drewnianych łóżkach z baldachimem. Remus uśmiechnął się lekko, po czym cofnął się do samej ściany. Wziął rozbieg, odbił się od podłogi i wskoczył na śpiącego, przykrytego kołdrą Syriusza.
- Powaliło cię Lupin? – wrzasnął Black.
- Nie, ale was chyba tak skoro jeszcze nie wstaliście, bo za pięć minut zaczynamy transmutację! – odparł Remus czochrając przyjaciela po włosach.
- Co!? – Syriusz podniósł się zrzucając przy okazji Remusa na podłogę. – Naprawdę?
- Nie! – odparł Lupin ze śmiechem. – mamy jeszcze jakieś sto minut – zapewnił spoglądając na zegarek.
- To, po jaką cholerę mnie budzisz idioto? – Gryfon krzyknął tak głośno, że pozostali dwaj chłopcy otworzyli oczy, przenieśli się do pozycji siedzącej.
- Daję wam pięć minut. – Lupin zignorował pytanie i zaczął zapinać białą, wygnieciona koszulę. – Idziemy na śniadanie.
***
- Dobra stary – rzekł Potter. – nie możemy spędzić całego dnia na śniadaniu. Trzeba stawić czoło kocicy.
- Gdy słyszę kocica mam przed oczami postać trochę innej kobiety… - odparł Syriusz spoglądając na przyjaciela spode łba.
- Ale jakby nie patrzeć ona-jest-ko-tem! – odparł Lupin sylabizując.
- Do jej charakteru bardziej pasowałyby mi niedźwiedź grizzly… - Syriusz zobaczył nietęgie miny przyjaciół. – Ona za mną stoi, prawda? Proszę powiedz, że nie! – Black spojrzał błagalnym wzrokiem na Petera.
- Nie – odparł spokojnym tonem Pettigrew.
- To dobrze chyba bym nie wytrzymał wzroku tej starej jędzy! – Syriusz zaśmiał się wesoło.
- Gryffindor traci 15 punktów przez pańską arogancję, panie Black. – Za chłopakiem stała nauczycielka. – I proponuję by wybrał się już na zajęcia, bo nie toleruję spóźnień. - dodała i odeszła w stronę wyjścia z Wielkiej Sali.
- Dlaczego mnie okłamałeś! – wysyczał Syriusz przez zaciśnięte zęby.
- Sam mówiłeś, że mam powiedzieć, że nie! – usprawiedliwił się Peter i zaczął się śmiać a James i Remus mu zawtórowali. Jedynie Syriuszowi nie było do śmiechu.
***
            Lekcja miała skończyć się za dokładnie minutę. Uczniowie zaczęli juz pakować swoje rzeczy. Profesor Minerwa McGonagall rytmicznie przechadzała się z jednego końca sali na drugi.
- Bardzo dobrze poradziliście sobie na dzisiejszej lekcji. Choć zdaje sobie sprawę z tego, że zmienianie czajnika w żółwia było dla większości z was sporym wyzwaniem to jestem usatysfakcjonowana z dotychczasowych wyników waszej pracy. Na następnej lekcji będziemy kontynuować ćwiczenia. Pamiętajcie, że na oddawanie wypracowań macie czas do końca tygodnia. Dziękuję, możecie już iść. Panowie Black i Potter zostają.
- Powodzenia. – szepnął do przyjaciół Remus. Wraz z Peterem wyszli z sali i usiedli obok drzwi, które pod wpływem zaklęcia nauczycielki zatrzasnęły się z głośnym hukiem.
- Wyczuwam kłopoty – mruknął Peter do Lupina.
- Najpierw należy rozpatrzyć całą sytuację – powiedział Remus rozkojarzony. – McGonagall jest na nich zła jak nigdy i wywalą ich ze szkoły – to są przypuszczenia. McGonagall ich lubi, ale uważa, że są nieodpowiedzialni – to są fakty. Syriusz i James – to są totalne czubki. Okej, wszystko się zgadza. – Remus spojrzał się na sufit jakby nagle zaciekawiło go życie pajęczej rodziny tworzącej na nim swoją sieć, po czym opuścił głowę i uśmiechnął się pokrzepiająco do Petera.
- Coś w tym jest – Peter również uśmiechnął się bez przekonania.
Nagle drzwi otworzyły się na pełną szerokość. Próg przekroczyli James i Syriusz. Na ich twarzach malowała się ogromna satysfakcja z nutka rozbawienia. Usiedli opierając się o bijące chłodem mury zamku tak, że znajdowali się dokładnie naprzeciwko Remusa i Petera. Co kilka sekund spoglądali na siebie porozumiewawczo powstrzymując śmiech. Niezręczna cisza trwała zaledwie chwilę.
- I co, wyrzucają was? – spytał zdezorientowany Peter.
- No co, ty – James uśmiechną się wesoło. – pogrzało cię?
- Macie szlaban? – spytał Remus.
- Strzela dalej szalony rewolwerowcu! – odrzekł Syriusz.
- Więc?

- Jest lepiej niż przypuszczaliśmy. Jest cholernie dobrze!

środa, 6 stycznia 2016

Rozdział 3 „Jeden list, jedna ciąża, jedno jajo i czterech chłopców w tarapatach”


Dormitorium było dość dobrze oświetlonym pomieszczeniem niewielkich rozmiarów.  Na pierwszy rzut oka nie wiedząc kto je zamieszkuje można było stwierdzić, że jego mieszkańcy nie są miłośnikami porządku. Być może ktoś mógłby nawet stwierdzić, że pokój ten zamieszkuje czwórka najzwyklejszych w świecie nastolatków, gdyby nie…
Wszystko.

Prawie całą powierzchnię podłogi zajmowały porozrzucane ubrania.  Bardzo prawdopodobne, że nie było na nie miejsca w żadnej z dwóch szaf, które znajdowały się w dormitorium.  Zapewne dlatego, że w jednej z nich znajdowały się magiczne miotły a na wszystkich półkach drugiej szafy były poukładane butelki z kremowym piwem. Puste butelki po tym trunku zajmowały zaszczytne miejsce pod jednym z czterech łóżek, które były jedynymi stojącymi stabilnie meblami w tym pomieszczeniu. Pod innymi łóżkami można było znaleźć wiele ciekawych rzeczy jednak leżały pod nimi głównie książki, niestarannie zwinięte rolki pergaminu oraz żyjące w nikomu niezrozumiałej symbiozie brudne i czyste ubrania. Beżowe ściany zdobiły rysunki, plakaty oraz zdjęcia. Na jednym ze zdjęć widniało czterech, uśmiechniętych,  jedenastoletnich chłopców  podziwiających dormitorium. Przyglądając się fotografii przez dłuższą chwilę można było zobaczyć, że od czasu do czasu któryś z chłopców podchodził i przyglądał się z bliska jakiemuś meblowi lub wyglądał przez jedno z wysokich okien. Bez  wątpienia zdjęcie zrobiono podczas ich pierwszego dnia w szkole. Na innym zdjęciu byli ci sami chłopcy rzucający się śnieżkami na przyszkolnych błoniach a na jeszcze innym siedzący na jednej kanapie w pokoju wspólnym przeznaczonym dla uczniów domu Godryka Gryffindora. Wszystkie te zdjęcia zdobiące z natury nieciekawe ściany łączyło to, że chłopcy na każdym z nich byli uśmiechnięci i dobrze się razem bawili. Rysunków było na ścianach niewiele. Na jednym z nich pojawiła się jakaś postać, na innym smok, na jeszcze innym skrzat domowy a reszta była dobrze odwzorowanymi ilustracjami przedstawiającymi najnowsze w tamtych czasach modele latających mioteł. Ostatnie rysunki łączyło to, że naokoło każdej z narysowanych mioteł  widniało mnóstwo serduszek co mogło oznaczać, że autor pracy wyraźnie marzył o posiadaniu takiej właśnie miotły. Wiszący nad małą komodą obok jednego z łóżek kalendarz z mugolską modelką wskazywał niedzielę 9 Września 1973 roku. Oznaczało to, że od kłótni huncwotów o animagię i pamiętnej akcji polegającej na przetransportowaniu Petera z kuchni do biblioteki minął dokładnie jeden dzień.
 - No dalej James ile można się szykować – powiedział do patrzącego w lustro Pottera zniecierpliwiony Remus.
 - Po co tak przeczesujesz te włosy ręką? I tak wyglądają tak samo jak wyczołgiwałeś się z łóżka. Tylko niepotrzebnie męczysz te biedne kłaki! – dodał Syriusz
- Chcemy iść na śniadanie!- Gdy Peter krzyknął to do Jamesa cała czwórka zaczęła się śmiać.  Po chwili Syriusz podszedł do podziwiającego własne odbicie przyjaciela, poczochrał go po włosach i nie słuchając jego pretensji dotyczących zepsutej fryzury pociągnął za sobą w kierunku drzwi.

James postanowił nie odzywać się do przyjaciół jednak gdy siedzieli już w Wielkiej Sali objadając się śniadaniem zmienił zdanie. Sam zaczął rozmowę i już po chwili cała czwórka dyskutowała na temat ulubionych drużyn quidditcha jednocześnie wpychając sobie do ust nowe dawki jeszcze ciepłej jajecznicy
 - Wybaczcie, że wam przerywam – powiedział dosiadając się do nich Frank Longbottom – ale właśnie przyszła poczta.
 - Hej Frank – Odrzekł Remus. – Myślicie, że coś do was przyjdzie? – spytał już całą czwórkę.
 - Coś ty! Kto by do mnie pisał?  – powiedział rozbawiony pytaniem przyjaciela Syriusz. – co najwyżej dostanę wyjca od matki, w którym postanowi poinformować mnie jaki to mój braciszek jest przecudowny i jak to przynoszę wstyd i hańbę pradawnemu, szlachetnemu i jakże skromnemu rodowi Blacków.  – dodał po chwili zastanowienia. Po kilku minutach zamieszania Syriusz spostrzegł, że żaden z jego przyjaciół nie dostał listu. Tylko przed nim leżała mała biała koperta. Zaniepokojony chwycił ją i obrócił kilka razy. Nie było na niej napisanych danych nadawcy więc zaczął ja powoli otwierać. Wyjął list z koperty i zaczął go szybko czytać a po chwili na jego twarzy pojawił się uśmiech.
  - Od kogo to? – spytał Remus.
 - Od Andromedy
 - Czekaj czy dobrze kojarzę? – odrzekł James. – To ta twoja kuzynka, która wyszła za mugolaka przez co cała wasza rodzina ją znienawidziła, wydziedziczyła i postanowiła zapomnieć o jej istnieniu?
- Tak James – odpowiedział Syriusz, – moja ulubiona kuzynka
- Ale tym razem wywinęła mojemu wujostwu jeszcze lepszy numer – powiedział rozbawiony Syriusz.
 - Co zdaniem twojej rodziny może być gorszego od bycia w związku małżeńskim z mugolakem? – zapytał z zaciekawieniem Remus.
 - Bycie w ciąży z mugolakiem! – odrzekł ze śmiechem Black. – Razem z Tedem spodziewają się dziecka – dodał podając przyjaciołom zdjęcie, które razem z listem zostało włożone do koperty. Ze zdjęcia uśmiechała się do nich ciężarna czarownica z jasnobrązowymi włosami i łagodnymi ciemnymi oczami. Obok niej stał wysoki czarodziej o blond włosach. Oboje uśmiechali się i machali do oglądających zdjęcie chłopców.
 - Teraz na pewno nienawidzą jej bardziej niż ciebie – zażartował Peter.

 - Spokojnie mój drogi – odparł Syriusz. – Ja jeszcze dam im popalić – Po tych słowach uśmiechnął się łobuzersko i wstał od stołu. 

***

Lily cicho podeszła do drzwi.  Miała nadzieję, że sala od eliksirów nie będzie zamknięta. Lekko nacisnęła klamkę i jak zwykle nie poczuła oporu.  Pchnęła drzwi, a jej oczom ukazał się chłopak siedzący w jednej z ławek. Był chudym, żylastym Ślizgonem średniego wzrostu. Miał ziemistą cerę a długie kruczoczarne włosy opadały mu na twarz gdy pochylał się nad książką. Czytał podręcznik do eliksirów dla uczniów piątego roku choć było widać, że nie ma więcej niż trzynaście lat.
 - Hej – powiedziała cicho. Chłopak słysząc jej głos uśmiechnął się lekko nie odrywając wzrok od książki.
 - Hej – odpowiedział. – Co tu robisz? – dodał po chwili ciągle badając wzrokiem tekst.
 - Nie było cię w wielkiej Sali na śniadaniu i pomyślałam, że…
  - Jak zwykle dobrze pomyślałaś – przerwał jej. Przeniósł wzrok na dziewczynę i jednym zdecydowanym ruchem zamknął książkę.
  - Już przygotowujesz się do SUM-ów? – spytała pokazując czytany przez niego podręcznik.
  - Materiał na SUM-y mam w jednym palcu ale przecież mała powtórka nie zaszkodzi, prawda? – powiedział uśmiechając się tajemniczo.
  - Nigdy nie przestaniesz mnie zadziwiać Severusie Snape!

***
 - Okej Remusie zwracam honor
 - Widzisz. Mówiłem, że to dobry pomysł!
 - Kto by pomyślał, że gdy zrobi się całą pracę domową przed obiadem będzie się miało wolne po obiedzie? – Spytał Syriusz.
 - Prawdo podobnie każdy tylko nie ty Syriuszu! – odparł James.
 - W sumie trochę racja… - stwierdził Black.
 - Ale przynajmniej Hagrid się ucieszy, że znaleźliśmy dla niego chwilę – powiedział Peter.
 - Tak ciekawe co u niego! - Gdy Remus wypowiedział te słowa wszyscy stali już przed chatką gajowego. James zapukał do drzwi, które po chwili otworzyły się z wielkim hukiem.
 - Cholibka! – Powiedział wyraźnie uradowany Hagrid.
 - Remus przycisnął nas rano do książek więc teraz mamy wolne! – krzyknął James.
 - Wchodźcie,  wchodźcie – zaprosił ich do środka uradowany gajowy. – Herbatki? – chłopcy weszli do środka. Po chwili rozmowy Remus zaczął z niepokojem obserwować coś na półce.
 - Hagridzie co to jest? – zapytał.
 -  Ekhm… Półka? – odpowiedział Hagrid.
 - Nie, to na półce! Co to jest? – powiedział pokazując na dość duże jajo, które leżące między książką a niewielką ozdobną szkatułką.
 - Jajo- Odpowiedział gajowy tak, że brzmiało to bardziej jak pytanie niż odpowiedź .
 - Skąd je masz - spytał go zaniepokojony Gryfon.
 - Od takiego czarodzieja z baru… No wiesz jak to jest Remusie
 - A czego to jajo? No wiesz, wiele magicznych stworzeń jest jajorodnych ale nie wszystkie są przyjaźnie nastawione do czarodziejów…
 - Jejku Lunatyku to brzmiało tak mądrze! – powiedział piskliwym głosem Syriusz wywracając oczami.
 - Daj mu spokój Black! – skrzyczał przyjaciela James – Właśnie Hagrid, czego to jajo?
 - Właściwie to... – zająkał się Hagrid. – Właściwie to nie wiem.

***

- Jak myślicie, co się za tego wykluje? – spytał Peter gdy huncwoci zbliżali się już do wieży Gryffindoru.
- Nie wiem, ale wiem, że Hagrid będzie dobrym i odpowiedzialnym ojcem – odrzekł Syriusz
 - Ale co na to Dumbledore?
- Dumbledore nie musi nic wiedzieć
- A jak wyjdzie z tego jakieś bydle?
- Spokojnie Lunatyku, w tej szkole do by się dało nawet Rogogona Węgierskiego ukryć
- Hej widzicie? – szepnął James. – To Robert Wood!
- Kto?
- Na brodę Merlina! W jakim ty świecie żyjesz Peter? Robert Wood – kapitan naszej drużyny quidditcha – powiedział Syriusz.
- Prefekt – dodał Remus.
- Niedobrze…
- Co jest James?
- On tu idzie
- Ughh…
-Ostatnio miał taką minę jak podpaliliśmy kanapę w pokoju wspólnym
- Hej! – Robert Wood pomachał w ich stronę.
- Cześć Wood! – rzucił Remus.
- Co u Ciebie? – dodał Syriusz.
- Hmm.. Okej. Black, Potter! Czy to prawda, że przelecieliście na miotłach przez pół zamku żeby nie podpaść McGonagall?
- Zależy kto pyta – odparł wymijająco James.
- Prefekt czy Kapitan drużyny? – dodał Syriusz.
- Pyta Robert Wood. Z resztą nie ważne. Wiem, że to prawda i powiedziałem już McGonagall!

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Rozdział 2 „Bajka o kuchni, ciszy i zmiataczach"

 Dobra wiem, wiem. Jestem potwornym leniem i dopiero wczoraj udało i się dokończyć ten rozdział. Pisałam go długi, długi czas - po trochu. Wreszcie gdzieś między poprawianiem ocen na koniec roku ( Właśnie jak tam oceny? Koniecznie dajcie znać w komentarzach ☺) , oddawaniem zaległych prac z plastyki ( ale na Jamesa grającego w Quidditcha dostałam tę szóstkę, c'nie! :D ) i najzwyklejszym w świcie obijaniem się skończyłam rozdział. Ten rozdział jest dla Martyny bo jest po prostu genialna!
( ♥ )
So...
Here we go!




Syriusz chciał wybiec za nim gdy poczuł czyjąś dłoń na ramieniu.

- Daj mu to przemyśleć…- Co przemyśleć? Nie bądź naiwny James! On nie zmieni zdania.

- On zrozumie! – upierał się Potter
- Skoro tak mówisz. - odparł Syriusz – to znaczy, że jesteś idiotą…  - mruknął pod nosem 
- Powtórz bo niedosłyszałem. – James przeszył go wzrokiem
- Nic – odparł Black z  uśmiechem.  – po prostu mówię mojej różdżce jakim to jesteś idiotą. 
- Ja jestem idiotą? To ty gadasz z kawałkiem drewna!
- Nie byle jakim kawałkiem drewna. Toż to włókno smoczego serca 12 i 3/4  cala, jawor – recytował Black pokazując przyjacielowi różdżkę - całkiem giętka! – po wypowiedzeniu ostatnich słów Syriusz wygiął jeden koniec różdżki  i puścił w ten sposób, że uderzył on Pottera w twarz
- AUA! 
- Coś się stało Jimmy? 
- To się stało, że zaraz wsadzę ci tę różdżkę w… 
- Ekhm, Ekhm…
- Profesor McGonagall! 
- Miło panią widzieć. Nie słyszeliśmy kiedy pani weszła.
- Doprawdy? To ciekawe, bo waszą dwójkę słychać w co najmniej połowie zamku…
- Bardzo przepraszamy! – zaczął tłumaczyć się James, jednak Syriusz nie dał mu dokończyć - Czemu zawdzięczamy tę przemiłą wizytę? – spytał słodko. 
- Nie wydurniaj się Black! Szukam Petera Pettigrew. – James i Syriusz dopiero  teraz zauważyli, że Peter wyszedł z dormitorium podczas ich kłótni.
- Jest w…
- W? – Nauczycielka byłą wyraźnie zniecierpliwiona. 
Syriusz rzucił na Pottera spojrzenie, które było równoznaczne z pytaniem „ Myślisz, że poszedł do kuchni”. James przytaknął. Syriusz wiedział, że znaczy to „ Tak, na pewno”. Spojrzał się na niego wzrokiem  „ Co jej powiemy??”.
- Jest w…
- Ponownie spytała profesor
- Poszedł do…
- Do biblioteki! – krzyknął James. Syriusz wysłał mu spojrzenie znaczące „ZWARIOWAŁEŚ?!?”. Jednak on brnął w to dalej.
- Do biblioteki? – zapytała z niedowierzaniem nauczycielka
- Tak poszedł… Ten no…
- Wypożyczyć książkę! – zaimprowizował Black.
- No tak! W życiu bym na to nie wpadła panie Black, że w bibliotece wypożycza się książki. Dziękuję!
- Nie ma za co pani profesor! Ja zawsze do usług. – Odparł Syriusz po czym uśmiechnął się ukazując nauczycielce idealnie białe i proste zęby, lecz ta tylko rzuciła mu mordercze spojrzenie i wyszła z Dormitorium.

✯✯✯
Alicja Stevens kierowała się właśnie w stronę wieży Gryfindoru, gdy obok niej przemknął rozwścieczony Remus.
- Idioci! Debile! Durne popaprańce!- Kto jest takim idiotą Lupin? – Alicja zatrzymała Biegnącego korytarzem Lunatyka

- Te trzy debile! – krzyknął po czym wyrwał się dziewczynie

- Dzięki Remus! Dużo mi to mówi… - Krzyknęła Stevens.
- Trzy…? – Szepnęła bardziej do siebie niż do Lupina, który był już po za zasięgiem jej wzroku
- No tak… Huncwoci! 
- Huncwoci? Skoro jesteś w temacie Stevens to może mi powiesz czy widziałaś Petera Pettigrew? – Do dziewczyny podeszła Minerwa McGonagall.
-Peter? Widziałam go…
- Obok biblioteki! – Za dziewczyny wyłonił się inny Gryfon.
- Dziękuje panie Longbottom. – Rzuciła nauczycielka po czym oddaliła się od uczniów domu lwa.
- Longbottom! – Krzyknęła zdenerwowana Gryfonka.
- Stevens! – Odkrzyknął rozbawiony sytuacją Gryfon.
- Przecież wiem co widziałam Peter szedł w stronę…
- Stronę piwnicy Hufflepuffu. Tak. Co Gryfon mógłby tam robić? McGonagall nie jest głupia, domyśliła by się, że wiemy jak dostać się do kuchni. 
- Ja się nie domyśliłam.
- Przecież mówię, że McGonagall nie jest głupia.- Powiedział Frank powstrzymując śmiech. Na twarzy Alicji początkowo pojawiła się złość, następnie rozbawienie, a na końcu ciekawość.
- Wiecie jak dostać się do kuchni?
- Tak, a ty nie? Mogę ci pokazać.
- Może innym razem.  – Odparła bez entuzjazmu kierując się w stronę wieży.
- Czekaj! Idę z tobą.
- Myślałam, że idziesz do kuchni. 
- Bez ciebie nigdzie nie idę. – Powiedział i już po chwili szedł obok Alicji.
- Jak wejdziesz za mną do dormitorium to nie wyrobię! – Powiedziała Stevens
- Spokojnie schody na to nie pozwalają. Choć z tego co wiem Huncwoci już nad tym pracują więc   możesz się mnie spodziewać w każdej chwili. – Odparł żartem lecz Alicja  tylko posłała mu  mordercze spojrzenie przez co całą drogę do wieży szli w milczeniu ograniczając się jedynie do krótkiego „cześć”  gdy każde poszło już do swojego dormitorium.

✯✯✯

Gdy Nauczycielka opuściła dormitorium James i Syriusz wybuchnęli śmiechem. 

- Stary! – Powiedział Black -  Właśnie powiedzieliśmy jej, że Peter jest bibliotece. – James ponownie zaczął się śmiać lecz po chwili na jego twarzy pojawiło się przerażenie.

- Ej stary… - zaczął – Właśnie powiedzieliśmy jej, że Peter jest bibliotece! – Krzyknął.
Oboje właśnie coś sobie uświadomili - Minerwa McGonagall będzie szukać ich przyjaciela w bibliotece.
- Musimy zabrać go do tej biblioteki – Powiedział Syriusz, który miał już plan
-  Tylko jak to zrobimy. Musielibyśmy wyprzedzić McGonagall. Nie damy rady!
- A założysz się? – Odparł Black wyzywająco podnosząc brwi.
Słysząc to James wiedział co jego przyjaciel ma na myśl. Podszedł do okna i otworzył je. W tym czasie Black otworzył stojącą w dormitorium wielką szafę na ubrania i wyjął z niej dwa zmiatacze




Zdenerwowany Lupin biegł przez korytarze zamku dopóki jego oczom nie ukazała się biblioteka. Wszedł do środka chcąc zaznać spokoju i czytelniczego nałogu. Ponownie zdenerwował się gdy zobaczył zaczytaną Lily Evans. 
- No tak. – pomyślał - Kto inny  może mieć tak nudne życie by spędzać je w bibliotece. Okej Remus ty też jesteś to z jakiegoś powodu. Weź się w garść. – Powtarzał w myślach – O nie! Zobaczyła mnie. Super. Idź powoli w jej stronę…  Nie patrz się jej w oczy! One czują twój strach… 
- Cześć Remus!
- Kiwnij głową na przywitanie. Tak to dobry początek… - Pomyślał.
- Coś się stało? – Zapytała Zatroskana Gryfonka.
- Czy coś się stało – myślał – nie nic po prostu przyjaciele chcą narażać dla mnie życie! Wszystko w jak najlepszym porządku. 
- To stało się coś czy nie?
- Wolał bym o tym nie mówić…
- Więc nie mów. – Odpowiedziała – czytaj. – dodała podając mu jedną z grubych, starych książek, które leżały obok niej. 
Remus uśmiechnął się lekko i zabrał się za czytanie opasłej książki, którą podała mu dziewczyna. 
Nie rozmawiali.
 Czytali.
 Obojgu jednak nie przeszkadzała panująca cisza. Należeli do grupy ludzi, którzy wiedzą kiedy cisza jest dobra a zarazem potrzebna i potrafili ciszą rozsądnie zarządzać.
Wtedy jednak żadne z nich jeszcze nie wiedziało, że ten mały książkowy gest ze strony Rudej będzie początkiem długiej i wspaniałej przyjaźni. Przyjaźni pełnej książek, zrozumienia i ciszy.
Ciszy która była im tak potrzebna.

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Rozdział 1 „O trzech takich co wpadli na bardzo zły pomysł"




Rozdział dla Tyni, która mnie zmotywowała do pisania.  ♥

✯✯✯


Leżał na swoim łóżku czytając grubą, starą książkę, którą wypożyczył z biblioteki dzień wcześniej.  Uwielbiał chwile gdy mógł w samotności przebywać w dormitorium i delektować się lekturą, jednak trochę niepokoił go fakt że nie widział przyjaciół od kilku godzin. Najgorsze było to że zazwyczaj gdy znikali po pewnym czasie pojawiali się przynosząc ze sobą kłopoty ( i niestety zwykle właśnie on musiał ich z tych kłopotów wyciągać). Tym razem Remus przeczuwał, że jego współlokatorzy wpadli na bardzo zły pomysł. Już porzucił  tą myśl chcąc zacząć kolejny rozdział  „Wybitnych postaci świata magii naszych czasów”  gdy nagle drzwi przekroczyli widocznie bardzo z siebie zadowoleni huncwoci. 

- Luniuuu! Nie zgadniesz na co wpadliśmy! – Lupin usłyszał głos Jamesa

- Nie! Ja chce mu powiedzieć. – krzyknął do Pottera Syriusz i już po chwili oboje przepychali się w efekcie czego wylądowali na łóżku Petera

- Powie mi ktoś wreszcie o co  chodzi?? – zapytał lekko podenerwowany całą sytuacją Remus. 

- Byliśmy w bibliotece… - zaczął niepewnie James

- Żartujesz?! 
- Bardzo śmieszne Lunatyku. – Teraz inicjatywę przejął Black – No i przeczytaliśmy w jednej książce…
- Syriusz! 
- Co??
- Ty umiesz czytać?- powiedział z ledwo powstrzymując śmiech Remus.
 W pierwszej chwili Black rzucił mu mordercze spojrzenie,  lecz zaraz po tym wybuchnął  śmiechem jako pierwszy z całej czwórki. 
Po śmiechu pojawiła się najgorsza rzecz z tych, które po nim przychodzą – niezręczna cisza.

- Chcemy zostać animagami! – wrzasnął Pettigrew, który najwyraźniej nie wytrzymał napięcia.
- Animagami? –Spytał  Lunatyk, który nie do końca rozumiał dlaczego wpadli na taki pomysł.

- Animag to czarodziej, który ma możliwość zmieniania się w... 

- Wiem co znaczy to słowo James! Tylko nie wiem czemu miało by to służyć – burknął. 

-  No wiesz… - Najwyraźniej Syriusz postanowił olśnić Remusa  - podczas pełni jesteś niebezpieczny dla ludzi

- A zwierzęta to już co innego! - dokończył za przyjaciela Potter.


✯✯✯


Niska rudowłosa postać skocznie przemierzała korytarze zamku. Jak w każdy sobotni wieczór Lily postanowiła wybrać się do biblioteki.  Nic nie poprawiało jej humoru tak jak książki. Chyba, że spędzanie czasu z Severusem.  Nie przeszkadzało jej, że był ślizgonem. Przyjaźnili się od dawna. To od niego dowiedziała się,  że jest czarownicą jeszcze przed dostaniem listu z Hogwartu.  Z zamyślenia wyrwała ją przyjaciółka oraz ściana, w którą omal nie uderzyła. 
- O kim tak myślisz? 
- Alicja! Na Merlina, nie strasz mnie. – wrzasnęła Evans 

- Też się cieszę że cię widzę Lil. – Odparła z ironicznym uśmiechem przyjaciółka. – Więc?  O kim myślałaś?  Przecież mi możesz powiedzieć prawda. 

- Dlaczego z góry stwierdzasz, że myślałam o kimś, a nie o czymś? – Oburzyła się  Lily

 - Gdybyś myślała o tym okropnym wypracowaniu dla McGonagall, które od dwóch dni leży gotowe w twojej książce do transmutacji pewnie nie próbowałabyś całować się ze ścianą. – Stwierdziła Stevens - Nie myśl, że jestem nietolerancyjna! Co kto lubi.  Ale nie wiedziałam, że gustujesz w ścianach. Trzy lata mieszkania w jednym dormitorium zobowiązują. No wiesz, mogłaś mi powiedzieć! Myślałam, że się przyjaźnimy…  - Dodała z nienaturalną powagą w głosie. 

- Bardzo śmieszne. – Odparła Lily próbując powstrzymać śmiech – A co do wypracowania to mówiłam, że mogę ci pomóc ale nie chciałaś. 
- No wiesz wolałabym gdyby pomógł mi ktoś inny…
- Na przykład kto? – zapytała z niedowierzaniem gryfonka.
- Na przykład Potter.  
- Potter? Przecież Potter to totalny idiota!
- Ale przystojny idiota.– podsumowała Alicja.
- Potter mnie nie kręci! W tej szkole jest milion chłopaków przystojniejszych od niego.
- Na przykład kto? 
- Na przykład Frank. – Powiedziała Lily przedrzeźniając przyjaciółkę
- Frank Longbottom? Chyba żartujesz! Masz jakiś dziwny gust. Ja lecę. Transmutacja sama się nie napisze. Po za tym jest szansa, że huncwoci siedzą teraz w pokoju wspólnym. 
- Cześć! – Evans pożegnała przyjaciółkę i ponownie ruszyła w stronę biblioteki.



- Powiedz, że to żart…
- Remus…
-Powiedz, że to był żart! – Tym razem Lupin wypowiedział te słowa znacznie głośniej niż poprzednio.

- Przecież ten pomysł jest genialny!

Nie James, to jest najgłupszy pomysł na jaki kiedykolwiek udało wam się wpaść!  - krzyknął Lunatyk.
- W którym miejscu? – Oburzył się Potter.
- W każdym. Ten pomysł jest idiotyczny w każdym calu!  - Po tych słowach Remus wybiegł z Dormitorium zostawiając w nim huncwotów,  do których jeszcze nie dotarło to co się właśnie stało. 

niedziela, 19 kwietnia 2015

Prolog

Leżał na swoim łóżku czytając grubą, starą książkę, którą wypożyczył z biblioteki dzień wcześniej.  Uwielbiał chwile gdy mógł w samotności przebywać w dormitorium i delektować się lekturą, jednak trochę niepokoił go fakt że nie widział przyjaciół od kilku godzin. Najgorsze było to że zazwyczaj gdy znikali po pewnym czasie pojawiali się przynosząc ze sobą kłopoty ( i niestety zwykle właśnie on musiał ich z tych kłopotów wyciągać). Tym razem Remus przeczuwał, że jego współlokatorzy wpadli na bardzo zły pomysł. Już porzucił  tą myśl chcąc zacząć kolejny rozdział  Wybitnych postaci świata magii naszych czasów”  gdy nagle drzwi przekroczyli widocznie bardzo z siebie zadowoleni huncwoci.